Data modyfikacji:

Nasze top10 Gwiezdnych Wojen

Lista, która może zaskoczyć.

Gwiezdne Wojny to kochana przez fanów saga, która przez kolejne dekady czarowała umysły milionów fanów. Wraz z premierą Solo: A Star Wars Story postanowiliśmy przyjrzeć się dziesiątce dostępnych filmów i uporządkować je, od najgorszego do, naszym zdaniem, najlepszego. Uprzedzamy, po drodze mogą wystąpić spojlery.

10. EPIZOD 3 – ZEMSTA SITHÓW

Film który zakończył trylogię prequeli – serię trzech wielkich porażek zaserwowanych nam przez Georga Lucasa. Mieliśmy w nim dostać początek Dartha Vadera, liczyliśmy na zdradzenie, czemu Yoda postanowił zamieszkać na swoim bagienku i fajnie poprowadzoną, pełną mieczy świetlny i rycerzy Jedi fabułę, a dostaliśmy antypatycznego głównego bohatera i biednego Obi-Wana, który na tym etapie nie mógł już zbyt dużo zrobić.

Film kończący historię upadku Anakina Skywalkera, a równolegle do niego Republiki był długi, nudny i nieciekawy. Może gdyby Generał Grievous nie został wcześniej pobity w animowanej serii, chociaż jego wątek byłby w jakiś sposób ciekawy… zamiast tego dostaliśmy szał i oburzenie wściekłego nastolatka, który za swoje wysiłki dostał kapelusz z czarnego wiadra.

9. EPIZOD 1 – MROCZNE WIDMO

To tutaj George Lucas wprowadził do uniwersum Gwiezdnych Wojen najgorszego ze złoczyńców, Jar-Jar Binksa. Lucas z jakiegoś powodu ubzdurał sobie, że mamy ochotę zwiedzać podwodne odmęty jakiejś kompletnie obcej planety tylko dlatego, że jej mieszkaniec pokrzyczał trochę do głównych bohaterów. Niekompetentny, irytujący i absolutnie niepotrzebny jaszczurkoludź stał się bazą dla wielu fantazji o wybuchaniu i strzelaniu z blasterów do ruchomego celu.

Jedynym, co ratuje film były wyścigi podów, czyli zaczepionych na długich kablach wielkich silników rakietowych. Ta fajna, dynamiczna sekwencja dała bazę dla równie ciekawej gry komputerowej, którą dzieciaki mogły cieszyć się we wczesnych latach 2000. Nawet jednak to nie jest w stanie zamazać bezdennie głupiego pomysłu o niepokalanym poczęciu Anakina i innych głupot serwowanych nam przez film.

8. EPIZOD 2 – ATAK KLONÓW

Mamy tu początek pierwszej z tytułowych wojen w gwiazdach - należało się tego spodziewać, mając Jar-Jara za polityka. Choć cała trylogia prequeli była mieszanką złych pomysłów i problemów, a aktorstwo Haydena Christensena jako dorastającego Anakina samo w sobie było grzechem przeciwko Gwiezdnym Wojnom, dostaliśmy tu kilka fajnych scen…

… takich jak wizyta Obi-Wana na Kamino, gdzie produkowano klonów żołnierzy i jego konfrontacja z młodym Bobbą Fettem. Dostaliśmy też tragicznie kiepskie sceny, jak cały wątek romantyczny Anakina i Padme, ale przecież wspomnieliśmy już, że Hayden nie dał sobie rady, nie? Nie każdy może być amantem z mieczem świetlnym, czas najwyższy się z tym pogodzić, nawet, jeśli mamy tak wspaniałą fryzurę jak Anakin.

7. EPIZOD 7 – PRZEBUDZENIE MOCY

Wielki powrót Gwiezdnych Wojen do kin okazał się wycieczką do krainy sentymentu i choć przedstawił nam nowych bohaterów i złoczyńców (tylko po to, by ubić część z nich ich w bezsensowne sposoby film później), jednocześnie kalkował oryginalną trylogię w nudny, męczący sposób. To produkcja śliczna wizualnie, mająca kilka pięknych zdjęć i dużo sentymentu. Nie zawsze to jednak dość.

Wszyscy wiemy, że już druga Gwiazda Śmierci była lekką przesadą i leniwym scenariuszowo rozwiązaniem, trzecia zwyczajnie nie mogła być lepsza. No i idea, że po latach pokoju i pokonaniu wielkich złoli na koniec oryginalnej Sagi rebelia jednak przegrywa jest dość abstrakcyjna, bo ile razy ci biedni buntownicy muszą dostać po łbach zanim cokolwiek osiągną? Fajnie chociaż było pogapić się na rozbite Niszczyciele, ale moglibyśmy spędzić w nich trochę czasu...

6. EPIZOD 8 – OSTATNI JEDI

Czy ten film był zły? Nie! Czy ten film był ciekawy? Także nie! Najnowszy epizod „głównej” sagi to historia o uciekaniu przed flotą, która strzela do statku aż ten wreszcie zmęczy i wybuchnie. Po drodze Rey robi swoje rzeczy, próbując zostać dżedajką i konfrontując się z Ciemną Stroną Mocy. Mamy też śmiesznego robocika idącego śladem R2-D2 i pokazującego, że rozmiar nie ma znaczenia, bo twardzielem może być każdy.

Film wzbudził dużo kontrowersji, bo złamał sporo konwencji – latający użytkownicy Mocy, Jedi robiący projekcję astralną przez pół galaktyki i rozwlekanie trochę fabuły potrafiło naprawdę zmęczyć. Jednocześnie sala tronowa Snoke’a i wielki finisz admirał Holdo to chyba najbardziej imponujące wizualnie sceny w historii Gwiezdnych Wojen. Jeżeli spojrzymy na trylogię prequeli, która zestarzała się wizualnie chyba najgorzej, to olbrzymia różnica.

5. ŁOTR 1

Wielki film wojenny tego uniwersum, pokazujący desperacką walkę o zdobycie planów Gwiazdy Śmierci przez bandę dzielnych rebelianckich ochotników, którzy polecieli na plażę z samobójczą misją. Różnorodna mieszanka bohaterów i pokazanie "odcieni" Rebelii z jednej strony było ciekawe, z drugiej sprowadziło się do rozdzielenia terrorystów od wojowników o wolność i paru wybuchowych scen.

Felicity Jones wykreowała naprawdę ciekawą postać Jyn Erso, która wraz z biegiem filmu stawała się coraz mniej ciekawa i jednocześnie miałka. To film o bohaterach, których imion nie chce się pamiętać, bo nie zrobili nic wielkiego, łamiący przy okazji ustalone wcześniej w kanonie fragmenty historii. Ale plaża była ładna - trudno się dziwić, że Imperium otoczyło ją super twardą, nieprzepuszczalną barierą.

4. EPIZOD 6 – POWRÓT JEDI

Ten film miał Ewoki, drugą Gwiazdę Śmierci i niewiele poza tym. To dalej fajna produkcja, bo C3PO mówi na początku po polsku (poważnie – sprawdźcie, Huttowie mają słowiańskie korzenie), a Leia pokazuje jak być twardzielską księżniczką. Pierwsze wielkie zamknięcie opowieści o walce dobra ze złem w tym uniwersum ma kilka naprawdę mocnych momentów i dość dosłowne obalanie Imperatora.

Tyle, że trzecia część oryginalnej serii nie była już w stanie dotrzymać świeżością i fabularnymi wybuchami niespodziankom z epizodów czwartego i piątego, które zwyczajnie ją przyćmiły. To w żadnym stopniu nie jest zły film, po prostu gorszy od tych dalej na naszej liście. Poza tym nie oszukujmy się, tolerujemy Ewoki głównie dlatego, że Lucas dał nam coś solidniejszego do nienawidzenia w Gwiezdnych Wojnach - Jar Jara.

3. HAN SOLO: GWIEZDNE WOJNY – HISTORIE

No i najnowszy z filmów - historia pierwszego banity uniwersum Gwiezdnych Wojen, najlepszego z pilotów i tego, kto wychodzi z trudnych sytuacji zwycięsko. Wszyscy chyba słyszeli, że Solo podczas produkcji borykał się z wieloma problemami, ponoć był zbyt komediowy i nie oddawał dobrze postaci legendarnego Łotra, a odtwórca głównej roli musiał dostawać lekcje aktorskie, by się sprawdzić…

… ale w odróżnieniu od takich hitów jak Fantastyczna Czwórka, tu problemy nie były w stanie przyćmić solidnego materiału i ciekawego filmu. Donald Glover pasuje jak ulał do roli Lando, a Woody Harrelson i buntownicza androidka L3 kradną wiele scen. Dostajemy też wytłumaczenie nieszczęsnego Kessel Run i scenę gdzie Han strzela… wiecie, jako który.

2. EPIZOD 4 – NOWA NADZIEJA

Film od którego wszystko się zaczęło ma wiele ikonicznych scen, dialogów i postaci, świetnie buduje uniwersum i wciąga nas, mimo starzejących się efektów wizualnych, w świat Gwiezdnych Wojen. Pustynna planeta, farmerzy wilgoci pijący niebieskie mleko, małe zakapturzone ludziki handlujące robotami i duże, zabandażowane ludziki krzyczące jak dzikie stwory i machające kijami - czy może być coś piękniejszego?

Ale absolutnie nie jest najlepszym, co ten wszechświat nam zaserwował. Dzięki Nowej Nadziei poznaliśmy Luke’a, zobaczyliśmy wybuchające planety i gwiazdę śmierci, a przy okazji posłuchaliśmy muzyki w Mos Eisley i polataliśmy Sokołem Millenium co nie zmienia faktu, że absolutnie największym osiągnięciem sagi jest…

1. EPIZOD 5 – IMPERIUM KONTRATAKUJE

Ten film ma wszystko – wojnę, romans, intrygę, wielkie starcia i prawdziwą potęgę Lorda Vadera. Ujawnia nam, kto jest czyim ojcem, rzuca widzów do miasta w chmurach, serwuje intrygi i walkę na miecze świetlne. I do tego robi to bardzo starannie mierząc akcję i przerwy na odpoczynek, sprawiając, że widz ciągle jest wciągnięty w historię, a jednocześnie może odetchnąć między kolejnymi aktami. To wcale nie łatwa sztuka.

I robi to praktycznie bez zająknięcia – od zimnego Hoth i walki z niezbyt pluszowym misiostworem po dom Lando Carlissiana Imperium Kontratakuje jest po prostu kompletnym, barwnym filmem, który broni się zarówno jako fragment wielkiej sagi jako i samodzielny obraz. Jest też filmem z którym George Lucas nie miał aż tak dużo wspólnego - przypadek? Ciekawe, kiedy coś z gwiezdnej sagi wreszcie go przebije?

Autor: Artur Cnotalski