Data modyfikacji:

Mocny strzał w serducho. Recenzja RiME

Przeklęci niewidzialni ninja krojący cebulę...

Uwielbiam branżę gier za jej różnorodność. Za to, że jednego dnia mogę walczyć z przeciwnikami w bazie osadzonej na Marsie, a drugiego budować wielką fortecę lub strzelać gole inny graczom w rozgrywkach sieciowych. Natomiast dzięki odwadze niektórych twórców i ich niepodążaniem za trendami otrzymujemy raz na jakiś czas piękne produkcje, które pozostawiają po sobie coś więcej, niż tylko radość z ukończenia głównego wątku fabularnego. Pod koniec ubiegłego roku takich emocji dostarczyło mi rewelacyjne The Last Guardian, a teraz w jego ślady poszło równie dobre RiME, autorstwa studia Tequila Works.

Recenzowany przeze mnie tytuł, to przykład artystycznej gry platformowej, kładącej ogromny nacisk na narrację, eksplorację oraz zagadki logicznego. Jest to również jedno z tych dzieł, o których chciałoby się napisać jak najwięcej, ale z obawy przez zepsuciem komuś zabawy, lepiej nie pisać niczego. Jeśli chodzi o historię opowiedzianą w RiME, wspomnę tylko, że zaczynamy zabawę w momencie wyrzucenia głównego bohatera na brzeg morza. Nie wiemy kim był chłopiec, ani jak trafił na tajemniczą wyspę, ale pewne jest, że czeka go sporo przygód, zanim odkryjemy całą prawdę. Podczas rozgrywki nie pada ani jedno słowo, dlatego fabułę poznajemy wyłącznie za pomocą znajdziek oraz poczynań protagonisty. Mimo to, historia bywa wciągająca, a jej finał z pewnością wbije w ścianę nie jednego gracza.

Siłą napędową RiME są świetnie zrealizowane łamigówki, co chwilę zaskakujące nowymi rozwiązaniami i pomysłami. W związku z tym, ani przez moment nie odczułem zmęczenia materiałem, ponieważ nieustannie Tequila Works zaskakiwało mnie czymś oryginalnym. Zagadki nie polegają wyłącznie na ustawieniu przekładni w odpowiedni sposób, ale wymagają także od gracza zabawy perspektywą oraz światłem i cieniem. Wielokrotnie musimy też wspinać się po platformach, żeby dotrzeć do ważnego miejsca, gdzie czeka na nas nagroda lub kolejny element układanki. Eksploracja bywa o tyle istotna, że pozwala lepiej poczuć atmosferę panującą w grze oraz umożliwia dotarcie do ukrytych lokacji.

Początkowo sceptycznie podchodziłem do oprawy wizualnej, gdyż uznałem, że postawienie na bajkową grafikę było lekkim pójściem na łatwiznę. Szybko jednak zostałem sprowadzony na ziemię i doceniłem pracę hiszpańskiego producenta, jaką musiał włożyć w wykreowanie świata przedstawionego w RiME. Miejscówek nie jest zbyt dużo, ale są niezwykle rozmaite - w trakcie przygody zwiedzimy starożytne świątynie, skaliste pustkowia czy porośnięte zieloną trawą wysepki. Co jakiś czas przechodzimy do kolejnych lokacji, dzięki czemu regularnie jesteśmy raczeni nowymi, atrakcyjnymi widokami. Żałuję tylko, że dotarcie do finału zajmuje raptem kilka godzin, ale - w przypadku tego typu tytułów - często mniej oznacza lepiej.

Nie chcę porównywać RiME do inny dzieł, ponieważ gra zasługuje na własną tożsamość. Studio Tequila Works doskonale przemyślało każdy aspekt swojej produkcji, dlatego wszystko ładnie komponuje się w jedną, sensowną całość. Co prawda, natrafiłem na drobne problemy z ustawieniami kamery lub lekkim przycinaniem obrazu, ale szybko zapomniałem o jakichkolwiek wadach, gdy wsiąkłem w tę fascynującą historię, pełną wzruszających momentów i niebanalnych zwrotów akcji. Gdy dołożymy do tego wszystkiego klimatyczny soundtrack, otrzymujemy produkt kompletny, którego nie pozbędziemy się łatwo z naszych serc i umysłów. Brzmi górnolotnie, ale tak właśnie odebrałem RiME.

Grę do testów dostarczyła firma Techland Wydawnictwo, za co serdecznie dziękujemy!

 

Autor: Łukasz Morawski