Data modyfikacji:

Mandaty i donuty: recenzja Beat Cop

Polacy po raz kolejny pozytywnie zaskakują.

Beat Cop to wspólne dziecko polskiego studia Pixel Crow oraz 11 bit studios, twórców fenomenalnego This War of Mine. Tytuł jest szaloną wariacją na temat przygodówki point-and-click z elementami gatunku time management. Bohaterem gry jest nowojorski policjant wrobiony w kradzież i morderstwo. Zadaniem gracza, jak łatwo zgadnąć, jest oczyszczenie się z zarzutów. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z oklepanym do bólu schematem, ale nie dajcie się zwieść pozorom - Beat Cop jest diablo grywalny.

POLICYJNA RUTYNA

Nasz bohater, detektyw Jack Kelly, na czas trwania śledztwa zmuszony jest założyć policyjny mundur i patrolować ulice miasta jako zwykły krawężnik. Na oczyszczenie się z zarzutów ma równe trzy tygodnie. Integralnym elementem rozgrywki jest policyjna rutyna. Każdy dzień zaczyna się odprawą na komisariacie i przydziałem zadań. Warto poświęcić kilka chwil na rozmowę z kolegami, ponieważ niewykluczone jest, że zdobędziemy w ten sposób informacje, które przydadzą się później w terenie. Można na przykład za sowitą opłatą dać cynk włoskiej mafii lub czarnym gangom na temat planowanej przez policję akcji lub dowiedzieć się o kontroli i powstrzymać na jeden dzień od brania w łapę.

Wypisywanie mandatów, łapanie przestępców i kupowanie pączków w pobliskiej cukierni to nasza codzienność. Żeby nie było jednak zbyt nudno, trafiają się też bardziej pokręcone zadania, takie jak powstrzymanie terrorystów przed zamachem, pomoc w nakręceniu filmu porno właścicielowi sex-shopu w ramach rewanżu za przysługę, czy opieka nad szukającym guza kolegą zza żelaznej kurtyny. Nie zapominajcie, że w tle trwa też śledztwo w sprawie naszego bohatera. Zajęć jest sporo, a czasu - niestety - jak na lekarstwo. Nieraz zmuszeni będziemy do podjęcia decyzji, co zrobić, a z czego zrezygnować. Co więcej, cały czas musimy zręcznie lawirować pomiędzy policją, mafią i gangami.

Beat Cop nie byłby tak wciągający, gdyby nie fakt, że decyzje, które przyjdzie nam podjąć są niejednoznaczne z moralnego punktu widzenia. Doskonale obrazuje to misja, w której dowiadujemy się, że właściciel jednego z lokalnych interesów ma nazistowską przeszłość, ale powojenne lata spędził na pomaganiu ludziom z sąsiedztwa i bardzo przysłużył się społeczności. Od naszych decyzji zależy to czy ostatnie lata życia spędzi w spokoju, czy zostanie osądzony za burzliwą młodość. Kolorytu rozgrywce dodaje też to, że wybór, który podjęliśmy wcześniej, w przyszłości może mieć różne konsekwencje. W efekcie tytuł zachęca do ponownego podejścia i przekonania się na własne oczy co by było gdyby.

SZALONE LATA OSIEMDZIESIĄTE

Wizualnie Beat Cop prezentuje się przyjemnie dla oka, oczywiście pod warunkiem, że nie macie niczego przeciwko oprawie wykonanej w stylu pixel art. Grafika jest bogata w detale, dzięki czemu podczas patrolu nie musicie nawet przyglądać się z bliska parkomatom i reflektorom, aby wystawić mandat, ponieważ już na pierwszy rzut oka widać, że czas dozwolonego parkowania dobiegł już końca, a lampa jest uszkodzona. Dźwięk stoi na równie wysokim poziomie, doskwierał mi jednak brak udźwiękowienia dialogów, chociażby w formie pseudojęzyka, jaki znany jest z dwóch pierwszych części serii Grand Theft Auto.

Beat Cop utrzymany jest w atmosferze amerykańskich seriali kryminalnych z lat osiemdziesiątych. Dialogi są drewniane i często wywołują zażenowanie, z kolei postaci są do bólu przerysowane i papierowe. A jednak gra wciąga. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - twórcy nie silili się na sztuczną grzeczność, a wręcz przeciwnie! Tytuł jest wulgarny oraz obfituje w humor podszyty szowinizmem i rasizmem. Nie zrozumcie mnie źle, chociaż sam nie pochwalam wyżej wymienionych rzeczy, jestem już mocno zmęczony przesadną poprawnością polityczną w grach wideo, która nijak się ma do brudnej i brutalnej rzeczywistości.

PRZECIĘTNA MECHANIKA

Pomimo fenomenalnej otoczki, Beat Cop nie jest grą idealną. Najsłabszymi elementami rozgrywki są według mnie niektóre z podstawowych mechanik, takie jak oględziny samochodów, czy strzelaniny. Oględziny, chociaż można je przerwać w każdej chwili, zajmują dużo cennego czasu, ponieważ nasz bohater tak czy tak obchodzi samochód dookoła. Mini gra, której celem jest przeszukanie pojazdu, polegająca na przesuwaniu przedmiotów w bagażniku też nie przypadła mi zbytnio do gustu. Jeżeli chodzi natomiast o strzelaniny, to w ich trakcie na ekranie pojawia się drgający kursor, który musimy nakierować na przeciwników, a następnie przycisnąć lewy przycisk myszy, aby oddać strzał. Części się to spodoba, a części nie, ja uważam że nie są to najbardziej emocjonujące momenty rozgrywki.

Znacznie większy problem stanowi notes. Chociaż znajdziecie w nim sporo informacji, nie jest zbyt szczegółowy. Kilkakrotnie zdarzyło mi się w pośpiechu przeklikać dialog (podczas rozmów czas staje w miejscu, ale jego presję i tak się czuje). Nie wiedziałem co dalej, a notatki niewiele mi pomogły. W efekcie, przy pierwszym podejściu do gry, nie udało mi się rozwiązać głównej sprawy i oczyścić naszego bohatera z zarzutów. Co jednak ciekawe, moim oczom nie ukazał się napis "Game Over", a po prostu inne zakończenie.

DOBRA ROBOTA

Nie mam wątpliwości co do tego, że Beat Cop to jeden z ciekawszych tytułów, w jakie miałem przyjemność grać. Lista zalet jest długa: doskonały klimat seriali policyjnych z lat osiemdziesiątych, przyjemna dla oka i ucha oprawa audiowizualna, obfitująca w trudne wybory i konsekwencje rozgrywka, czy brak wszechobecnej poprawności politycznej. Najgorzej, co wcale nie oznacza, że źle, wypadają podstawowe mechaniki rządzące rozgrywką, takie jak oględziny samochodów i strzelaniny. Jeżeli śledzicie i kibicujecie polskiej scenie deweloperskiej, Beat Cop jest tytułem, obok którego nie można przejść obojętnie.

Grę do testów dostarczyła firma Techland Wydawnictwo, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Dawid Sych