Data modyfikacji:

Kiedy zło zwycięża. Recenzja Tyranny

Feargus Urquhart i spółka znów zabierają nas na wycieczkę do korzeni gatunku.

Studio Obsidian Entertainment darzę ogromnym szacunkiem, głównie dzięki kultowemu Knights of the Old Republic II: The Sith Lords, ale także za sprawą South Park: Kijek Prawdy, czy zeszłorocznego Pillars of Eternity i dodatku The White March. Dlatego też informację o prowadzeniu prac nad Tyranny przywitałem z wielkim entuzjazmem. Czy Feargus Urquhart i spółka spełnili pokładane w nich nadzieje?

PRAWIE JAK DARK FANTASY

Jeszcze przed premierą moje największe nadzieje związane były z fabułą. Tyranny zapowiadało się na epicką, a przy tym naprawdę mroczną przygodę. Protagonistą jest Stanowiciel, sędzia i wykonawca woli Kyrosa oraz sługa Archona Sprawiedliwości Tunona. Bohater razem z armiami Hegemona bierze udział w podboju Teras, ostatniej wolnej krainy Południa, która z godną podziwu determinacją opiera się najeźdźcy. Chociaż Stanowiciel nie jest postacią do cna złą, zrobienie protagonistą człowieka, który zwykle znajduje się po drugiej stronie barykady, było doskonałą zagrywką, ponieważ poluzowało trochę pętające go kajdany nudnej i wyeksploatowanej do granic możliwości heroicznej fantastyki z jaką mamy zwykle do czynienia. Nie jest to jednak do końca to, czego się spodziewałem. Miałem wrażenie, że twórcy przestraszyli się pójścia za ciosem i opowiedzenia prawdziwie mrocznej historii. Braki fabularne rekompensuje na szczęście złożoność i bogactwo wykreowanego uniwersum.

Terasy zamieszkiwane są przez różne frakcje, które mogą być lojalne lub wrogie wobec Stanowiciela. Wszystko zależy od decyzji, jakie podjęte zostały w trakcie Podboju, będącego częścią kreatora postaci i jednocześnie krótkim prologiem, jak również podczas właściwej przygody. Możliwość rozwiązywania problemów na kilka różnych sposobów to chyba największa zaleta Tyranny. Chociaż w porównaniu z Pillars of Eternity rozgrywka jest stosunkowo krótka, gdyż zajmuje niespełna 30 godzin, to mnogość ścieżek, którymi można podążyć, jest na tyle spora, że zachęca do drugiego, a nawet trzeciego podejścia do gry.

Mam natomiast zarzuty wobec zadań pobocznych, które są nieliczne, mało rozbudowane i zwyczajnie nudne. Nie najlepiej wypadają też lokacje. Rażą pustką i niewielkimi rozmiarami. Wszystko to sprawia, że Tyranny jest erpegiem, do którego można przysiąść na chwilę, podczas porannej kawy, czy tuż przed snem. Nie jest to może tytuł dla niedzielnych graczy, ale jest mu do tego naprawdę blisko. Trudno powiedzieć z całą pewnością czy takie było założenie twórców, czy może po prostu bardzo się spieszyli i dopracowali wyłącznie wybrane - wymienione wyżej - elementy. Pozostaje jeszcze kwestia zakończenia, które sprawia wrażenie jak gdyby fabuła została gwałtownie ucięta w połowie.

Tak jak Pillars of Eternity, Tyranny opiera się na silniku Unity. Zdania na jego temat są podzielone, ja jednak mam o nim dobrą opinię. Lokacje, chociaż niewielkie i utrzymane przeważnie w stonowanej kolorystyce, są klimatyczne i pełne detali, a przez to przyjemne dla oka. Modele postaci też wyglądają całkiem nieźle, nawet wtedy, kiedy zbliżymy do nich maksymalnie kamerę. Jeżeli chodzi natomiast o ścieżkę dźwiękową, to jest ona klejnotem koronnym Tyranny, szczególnie zapadający w pamięć motyw przewodni. Wypada powiedzieć także kilka słów na temat lokalizacji, która jest naprawdę bardzo dobra. Tłumacze poradzili sobie z zadaniem wzorowo, aczkolwiek nie bez drobnych wpadek. Cieszy też fakt, że zdecydowano się na lokalizację kinową, chroniąc w ten sposób klimat.

STARE, A JEDNAK NOWE

Mechanika zaczerpnięta została z Pillars of Eternity, dlatego każdy, kto miał styczność z poprzednią produkcją studia Obsidian Entertainment, od razu poczuje się jak w domu. System rozwoju postaci, w przeciwieństwie do PoE, pozbawiony jest klas i opiera się na cechach, umiejętnościach oraz talentach. Szczególnie ważne są umiejętności wspierające, które mają wpływ na przebieg konwersacji, czy wchodzenie w interakcje z otoczeniem. Zapomnijcie jednak o interaktywnych zdarzeniach na miarę wspomnianego wyżej Pillars of Eternity, gdzie momentami można się było natknąć na specjalne karty wydarzeń oferujące różne możliwości rozwiązania problemu. Co ciekawe, umiejętności wspierające rozwija się wraz z ich używaniem, a nie awansowaniem na kolejne poziomy doświadczenia.

Ciekawostkę stanowią zdolności zespołowe, które odblokowują się kiedy Stanowiciel lub członek drużyny osiągnie odpowiedni poziom lojalności lub bojaźni u innego kompana. Są to potężne ataki specjalne wykonywane przez dwie postaci. Drugą nowinkę stanowią pradawne wieże, które zastąpiły klasyczną twierdzę. Pozwalają one na szybką podróż, jak również oferują możliwość adaptacji. Na szczycie można zbudować na przykład kuźnię, książnicę, czy plac ćwiczeń. Warsztaty te służą m.in. wytwarzaniu przedmiotów, czy podnoszeniu umiejętności bohaterów.

Najbardziej oryginalnym elementem Tyranny jest bez wątpienia magia, która opiera się na sigilach. Każdy czar buduje się samodzielnie na bazie rdzenia, wyrażenia i akcentów. Jak to wygląda w praktyce? Rdzeń Kamienia w połączeniu z wyrażeniem Silnego Uderzenia daje w efekcie zaklęcie o nazwie Kamienny Kolec pozwalający na rzucenie w przeciwnika zaostrzonym głazem. Akcenty pozwalają natomiast na zwiększanie siły, celności, zasięgu i tak dalej. Świetna sprawa, szczególnie dla osób, które lubią eksperymentować.

Na zakończenie chciałbym powiedzieć jeszcze kilka słów na temat drużyny. Składa się ona czterech postaci i chociaż nie daje tak wielkiego pola do popisu jak zespół sześcioosobowy, to w zupełności wystarcza, szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę niewielką skalę potyczek. Liczba postaci, które po drodze mogą przyłączyć się do Stanowiciela jest niewielka. Na szczęście, wszyscy bohaterowie są bardzo wygadani i biorą czynny udział w przygodzie. Dochodzą do tego wspomniane wyżej zdolności zbiorowe.

KOŃ JAKI JEST KAŻDY WIDZI

Wystawienie oceny Tyranny nie jest sprawą łatwą. Z jednej strony studio Obsidian Entertainment zaserwowało nam wciągającą fabułę, bogate i złożone uniwersum, przyjemną dla oka grafikę, świetną ścieżkę dźwiękową i sporo usprawnień w mechanice rozgrywki. Z drugiej jednak rażą słabe zadania poboczne oraz małe i puste lokacje, jak również bardzo krótki czas potrzebny na dotarcie do napisów końcowych. Niestety, ma się wrażenie, że potencjał Tyranny został zmarnowany czy to przez pośpiech, czy przez ogólne założenia. Nie zmienia to jednak faktu, że nowe dzieło Feargusa Urquharta i spółki to pozycja obowiązkowa zarówno dla tych, którzy prawie dwie dekady temu zagrywali się w kultowe Planescape Torment, jak i tych, którzy pokochali zeszłoroczne Pillars of Eternity.

Grę do testów dostarczyła firma Cenega, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Dawid Sych