Data modyfikacji:

Hitman: epizod 1 - recenzja

Zabójca na wybiegu.

Z serią Hitman miałem bardzo niewielką styczność, ale przypadek zrządził, że przyszło mi recenzować pierwszy epizod najnowszej odsłony. Nieznajomość poprzednich części stawia mnie w o tyle dobrej sytuacji, że nie mam żadnych przykrych doświadczeń i uprzedzeń z nimi związanych. Myślę, że jestem też w stanie osądzić, czy Hitman przypadnie do gustu nowym odbiorcom. Powiem krótko: mnie przypadł, ale nie bez pewnych zastrzeżeń.

Pocięta klisza

Pierwsze, a zarazem największe, związane jest z epizodycznym charakterem gry. O ile nie przeszkadza mi to w przypadku produkcji, takich jak Tales from the Borderlands, czy Life is Strange, którym bliżej jest do interaktywnego serialu, gdzie fabuła jest ściśle związana z rozgrywką, o tyle tutaj jest to bardzo irytujące. Twórcy zaserwowali nam zaledwie zarys fabuły i przedstawili kilka postaci, zabrakło jednak czasu na szczegóły, a te są przecież najbardziej istotne. Moim zdaniem Hitman jest jednym z tych tytułów, do których epizodyczna formuła po prostu nie pasuje.

Nowi dla serii nie muszą martwić się tym, że twórcy rzucą ich na głęboką wodę - najnowszy Hitman jest oderwany fabularnie od poprzednich części. Co więcej, opowiada historię początków Agenta 47. Pierwszy epizod służy za wprowadzenie, dlatego na razie trudno stwierdzić, w jakim kierunku poszli twórcy. Odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero za kilka miesięcy.

Wolna ręka

Tym, co od razu przypadło mi do gustu już podczas pierwszego zadania prologu, jest ogromna swoboda działania. Likwidacja celu możliwa jest na wiele różnych sposobów, od bardziej tradycyjnych, takich jak garota, czy pistolet z tłumikiem, po nieco mniej konwencjonalne. Szczególnie dużo frajdy dają pozorowane wypadki, nad którymi trzeba się niekiedy nieco nagłowić.

Pomocą służą tzw. możliwości, trochę niefortunne określenie i zdecydowanie bardziej pasowałoby tu słowo "okazje". Podsłuchane przypadkiem rozmowy mogą podpowiedzieć, w jaki sposób niepostrzeżenie dostać się do celu. Doskonałym przykładem jest misja w Paryżu, gdzie można wykorzystać podobieństwo Agenta 47 do znanego celebryty ze świata mody. Twórcy pozwolili sobie nawet na niewinny żart z głównego bohatera, ponieważ dotarcie do ofiary wymaga przejścia się po wybiegu. Innym razem, w przebraniu barmana, możemy stworzyć śmiercionośnego drinka.

Skoro już mowa o przebierankach, to warto wspomnieć o tym, że nie zapewniają nam one całkowitej anonimowości. Jeżeli przebierzemy się za mechanika, koledzy po fachu mogą rozpoznać oszusta. Również właściciele ubrań, które sobie przywłaszczyliśmy, mogą stać się źródłem problemu, jeżeli uprzednio nie ukryjemy nieprzytomnego albo martwego ciała. Powinniśmy unikać jednak zabijania postronnych osób, ponieważ wpływa to na ostateczny wynik.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że chce się podchodzić wielokrotnie do poszczególnych zadań i zaliczać kolejne wyzwania. W ten sposób nie tylko sprawdzamy jak inaczej można wykonać misję, ale odblokowujemy również nowe elementy wyposażenia, które pozwalają to robić. Za realizację zadań wystawiana jest ocena. Wynik wędruje do rankingu, gdzie można porównać go z wynikami innych graczy. Poza misjami głównymi w grze znalazło się miejsce dla kontraktów na wybrane postaci niezależne. Nic nie stoi też na przeszkodzie, aby tworzyć własne zlecenia. Na uwagę zasługuje również tryb eskalacji, w którym likwidujemy cele w określony, a przy tym coraz trudniejszy sposób. Amatorzy wyzwań powinni być ukontentowani.

W blasku fleszy

Rozgrywająca się w Paryżu pierwsza misja uwypukla cały szereg innych zalet Hitmana. Lokacje, po których się poruszamy, zachwycają bogactwem szczegółów. Nie mam na myśli wyłącznie strony wizualnej, aczkolwiek ta również zasługuje na pochwały, ale przede wszystkim to, że świat tętni życiem. Ludzie rozmawiają ze sobą i zajmują się swoimi własnymi sprawami nadając grze autentyzmu. Jedyne, co psuje trochę efekt, to wszechobecne klony.

Zgrzyt

Weteranów serii zirytuje zapewne długość misji, które mogą okazać się dla nich zbyt krótkie. W Paryżu zadaniem Agenta 47 jest zlikwidowanie aż dwóch celów. Za pierwszym podejściem zajęło mi to ponad 1.5 godziny. Kiedy jednak oswoiłem się już z mechaniką rozgrywki, czas ten dało się skrócić trzykrotnie. Ja sam uważam, że to cena warta otwartej formuły i poziomu rozbudowania rozgrywki jaki oferuje gra. Rzadko zdarza mi się powtarzać poziomy, ale w tym przypadku chyba zrobię wyjątek, aby zobaczyć, co ominęło mnie za pierwszym razem.

Mimo ogólnie dobrego wrażenia, nowy Hitman nie jest pozbawiony wad. Drażni długi czas wczytywania zapisów stanu gry, jak również problemy z nawiązaniem połączenia z serwerami. Na szczęście są to rzeczy, które w kolejnych miesiącach mogą zostać jeszcze poprawione.

Ciąg dalszy nastąpi...

Nowy Hitman zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Rozgrywki jest intuicyjna, a sama zabawa daje sporo frajdy. Co jednak najważniejsze, gra zachęca do wielokrotnego podchodzenia do misji i stosowania nowych strategii. Z kolei obecność rankingów podtrzymuje płomień rywalizacji. Pytanie, czy kolejne zadania dostarczą równie dużo  rozrywki.

Niestety, pomysł na podzielenie Hitmana na epizody uważam za chybiony, ponieważ razi sztucznością i nie widać w nim większego sensu. Jedyną zaletą takiego rozwiązania jest to, że można wypróbować grę, a jeżeli się spodoba, zainwestować w kolejne epizody. Ja sam już nie mogę doczekać się następnego. Z ostateczną oceną wstrzymamy się do momentu, w którym ukaże się całość.

Grę do testów dostarczyła firma Cenega, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Dawid Sych