Data modyfikacji:

Goblin z niewyparzoną gębą powraca w wielkim stylu. Recenzja Styx: Shards of Darkness

Uderza do głowy niczym Żywica.

Recenzję Styx: Shards of Darkness muszę zacząć od wyznania. Od kilku miesięcy ślęczę nad pierwszą częścią gry i nie mogę jej zmęczyć. Poziomy są tak wielkie i długie, że aż nudne, sterowanie pozostawia sporo do życzenia, a przeciwnicy są wyczuleni nawet na najcichszy szelest. Kocham skradanki, dlatego pomimo wszystkich wymienionych wad poprzedniczki, nie mogłem przejść obojętnie obok najnowszej produkcji studia Cyanide. I wiecie co? Już dawno nie przeżyłem tak pozytywnego rozczarowania!

SKOK TECHNOLOGICZNY

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po włączeniu gry, jest jej wyraźnie większy budżet. Styx: Shards of Darkness powstał na bazie silnika Unreal Engine 4, dzięki czemu na modele postaci patrzy się ze zdecydowanie większą przyjemnością, a poziomy są większe, znacznie bardziej zróżnicowane i bogate w detale. Muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem efektów pracy studia Cyanide. Tak jak w Master of Shadows, lokacje są rozległe i wielopoziomowe, ale Shards of Darkness bije na głowę poprzedniczkę pod względem liczby dróg, jakimi Styx może pokonywać poszczególne etapy, oraz dostępnych możliwości.

Powiem więcej, jeszcze nigdy, a przypominam, że jestem wielbicielem gatunku, nie widziałem skradanki z tak płynną rozgrywką. Gdziekolwiek nie spojrzycie, zobaczycie krawędź, której można się chwycić, otwarte okno, przeciągniętą linę, czy kryjówkę. O kunszcie twórców najlepiej świadczy chyba fakt, że podczas swojej przygody goblin powraca do niektórych lokacji, a mnie nie zdarzyło się narzekać na nudę nawet przez krótką chwilę. Myślę, że w kwestii projektów poziomów nawet doskonałe Dishonored 2 musi pochylić czoła przed Styksem. Nie sposób nie zauważyć też, że wyraźnie skrócono czas wczytywania poziomów i zapisanych stanów gry, co było piętą achillesową poprzedniczki.

Rozgrywka jest znacznie bardziej atrakcyjna również za sprawą poprawionego sterowania, które jest teraz bardziej responsywne, oraz poszerzonego wachlarza umiejętności goblina. Styks dysponuje m.in. wytrychami, kwasowymi pułapkami, zatrutymi strzałkami, czy dymnymi bombami. Co jednak najważniejsze, wszystkie wymienione przedmioty może tworzyć sam ze znalezionych składników i przy pomocy intuicyjnego systemu rzemiosła. Wprowadzenie go pozwoliło na wyeliminowanie problemu chronicznego braku wyposażenia, który tak bardzo doskwierał mi w oryginale, kiedy starałem się unikać przeciwników i przemykać do celu najkrótszą drogą dyskretnie za ich plecami. Dodajcie do tego kilka sztyletów oraz pancerzy z odmiennymi bonusami i karami, czy tryb kooperacji.

Tytuł nie jest, niestety, pozbawiony wad. Na szczęście, są to raczej niewielkie niedociągnięcia, a nie poważne błędy. Do najczęściej występujących należą rzadkie, ale nadal obecne, problemy ze sterowaniem (Styx nie zawsze wie za co złapać), czy blokowanie się przeciwników na sobie nawzajem oraz na elementach otoczenia. Zdarzyło mi się też, że w trakcie misji, której celem było zlikwidowanie pewnego ambasadora i upozorowanie jego śmierci, nie mogłem zabić go posiadanym sztyletem i dopiero po kilku próbach udało mi się pozbawić go życia w taki sposób, aby zadanie nie zakończyło się niepowodzeniem.

 NA RATUNEK GOBLINOM

Styx: Shards of Darkness broni się nie tylko w kwestii mechaniki rozgrywki, ale także opowiadanej historii. Osią fabuły gry jest próba pokrzyżowania przez głównego bohatera planów Mrocznych Elfów, które zawiązały spisek wymierzony przeciwko goblinom. Intryga jest ciekawa i obfituje w zwroty akcji. Styx, jak zwykle zresztą, jest królem sarkazmu i fontanną czarnego humoru, nie stroni też od wulgaryzmów. Bohater nagminnie łamie czwartą ścianę, przeważnie po to, aby nawymyślać graczowi za jego nieudolną grę. Pojawia się również sporo smaczków i nawiązań do popkultury i pokrewnych tytułów.

Podczas swojej przygody Styx odwiedzi m.in. należący do Mrocznych Elfów Korangar, Miasto Złodziei, czy znajdujące się głęboko pod powierzchnią ziemi kopalnie kwarcu. Każdą z występujących w grze lokacji charakteryzuje indywidualna stylistyka i klimat, który podkreśla przyjemna dla ucha ścieżka dźwiękowa. Poza misjami głównymi, dostępne są też zróżnicowane zadania poboczne. Co więcej, część wyzwań da się wykonać na różne sposoby - zamiast zabijać cel, można na przykład napuścić na niego zbirów, a w innym przypadku pozbawić przepustki, która gwarantuje nietykalność.

WZOROWA KONTYNUACJA

W trakcie lektury tego tekstu możecie dojść do wniosku, że skala zmian względem oryginału jest niewielka. Bardziej rozległe poziomy i ich większe zróżnicowanie, poprawienie sterowania i wprowadzenie systemu rzemiosła to być może tylko i wyłącznie kosmetyka, ale nie zapominajcie, że diabeł tkwi w szczegółach. Jak już wspomniałem na początku, od kilku miesięcy bezskutecznie próbuję zmęczyć Styx: Master of Shadows, natomiast Shards of Darkness pokonałem praktycznie jednym tchem. Jeżeli tak ja ja lubicie skradanki, ale oryginał nie przypadł Wam do gustu, dajcie kontynuacji szansę. Jeżeli jednak pokochaliście pierwszego Styksa od pierwszego wejrzenia, "dwójkę" możecie wziąć w ciemno.

Grę do testów dostarczyła firma cdp.pl, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Dawid Sych