Data modyfikacji:

Far Cry: New Dawn – recenzja. Nie ma nadziei w hrabstwie Nadziei

Są za to piękne kolory, jest dobra zabawa i mnóstwo strzelania. Far Cry: New Dawn to rozrywka w najczystszej postaci. Niezbyt ambitna, ale przyjemna.

Jeszcze kilka lat temu stwierdziłbym, że nienawidzę gier z ogromnym otwartym światem, jednakże z biegiem czasu zaczynam się do nich coraz bardziej przekonywać. Jasne, nadal przeszkadza mi ogromna powtarzalność, problemy z prowadzeniem fabuły w odpowiednim tempie czy czasochłonne przemieszczanie się po wypełnionych nudą, pustych lokacjach. Mimo to, w ostatnim czasie zacząłem doceniać w tego typu produkcjach swobodę, jaką mi oferują. Nie podchodzę więc do sandboksów jak do gier typu The Last of Us lub God of War, tylko traktuję jako typowe "rozluźniacze", przy których mogę oddać się w pełni rozrywce. Bez żadnych refleksji, bez ogarniania trudnych mechanik rozgrywki, bez spiny. Po prostu, liczy się frajda płynąca z rozgrywki. Taką produkcją jest dla mnie Far Cry: New Dawn. Tytuł bardzo daleki od ideału, ale przyprawiający mnie o banana na twarzy.

POSTAPOIKALIPSA JAKIEJ JESZCZE NIE WIDZIELIŚCIE

Ubisoft to cwana firma, która doskonale wie, czego chcą jej fani. Nie boi się eksperymentować, dzięki czemu na przestrzeni lat do sprzedaży trafiło sporo nietuzinkowych produkcji. Największym placem zabaw dla Francuzów jest właśnie seria Far Cry, będąca poligonem doświadczalnym dla całej masy dziwactw, takich jak rewelacyjny Blood Dragon, stylizowany na lata 80. oraz prehistoryczny Primal. Teraz do kompletu dochodzi New Dawn, będący ubisoftowską wariacją na temat postapokalipsy. Trzeba przyznać, bardzo specyficzną wariacją, znacząco odbiegającą od przyjętych trendów.

Widać to zwłaszcza w porównania do wydanej w tym samym czasie trzeciej odsłony serii Metro, która prezentuje bardzo typową, znaną wszystkim wizję świata po zagładzie, uwzględniającą teorię zimy nuklearnej. Ubisoft stwierdził, że trochę się pobawi tematem i postawi na bardziej wesołe klimaty. No dobra, wesołe to może za dużo powiedziane, ale zdecydowanie w Hope County nie ma zbyt wiele miejsce na mrok i depresję. Zamiast tego, liczą się walki o wpływy, kolorowe kwiatki i dwie szalone bliźniaczki uwielbiające fioletowy kolor (czy tam różowy…). Początkowo taka wizja strasznie mnie odpychała i domyślam się, że wielu graczy myśli podobnie. Wystarczy poczytać w Internecie opinie ludzi, żeby zobaczyć ich stosunek do kolorowej postapokalipsy. Ale wiecie co – narzekania były niepotrzebne.

W końcu, kto powiedział, że wszystkie gry mają wyglądać identycznie? Czy to właśnie nie jest główny powód graczy do jęczenia– że nowe produkcje są odtwórcze i nie próbują niczego nowego? Ubisoft spróbował czegoś nowego, zaryzykował i moim zdaniem należy zbić z nim za to mocną piątkę, a nie obrzucać błotem. Pewnie, nadal wolę brudny i dołujący klimat Metro Exodus, lecz New Dawn świetnie sprawdza się jako typowy popcorniak, od którego ciężko było mi się oderwać. Twórcy doskonale zdawali sobie sprawę, z jakim tematem mają do czynienia i bardzo dobrze się przy tym bawili. A że są szaleni? Cóż, do szalonych świat należy.

PEWNE RZECZY SIĘ NIE ZMIENIAJĄ

Jeśli natomiast chodzi o rozgrywkę, to tutaj właściwie jest po staremu. Osoby, które grały w Far Cry 5 będą czuły się jak w domu, a raczej będzie towarzyszył im efekt deja vu. New Dawn nie jest pełnoprawną kontynuacją (świadczy o tym chociażby dużo niższa cena), dlatego producent nawet nie próbuje ukrywać, że chce zarobić drugi raz na tym samym. Mimo to, jeżeli odpowiada wam sandboksowy charakter tej produkcji, to będziecie bawić się doskonale. Osobiście grę traktowałem jako przerywnik pomiędzy ogrywaniem innych, może trochę bardziej ambitnych tytułów, i dzięki temu nawet przez moment nie poczułem znużenia. Kompletnie nie przeszkadzało mi to, że po raz dziesiąty musiałem przejmować posterunki wroga, że polowałem na ciężarówki z towarem czy ratowałem więźniów. Gameplay jest na tyle dobrze zrobiony i tak dynamiczny, że nie miałem nawet czasu na jakąkolwiek refleksje. Latałem od punktu do punktu z okrzykiem na twarzy i naparzałem do oponentów z najróżniejszych rodzajów broni.

Momentami czuć jednak, że Ubisoft próbował bardziej rozwinąć skrzydła, a także dać upust swoim pomysłów. Jednocześnie, uświadomiłem sobie, jak bardzo dobrze ten producent poradziłby sobie z liniową grą, ale jak wiadomo, to już raczej nigdy nie nastąpi ze względu na politykę firmy. Zakochałem się w etapie, w którym wpadłem do jakiegoś podziemnego kompleksu i żeby się z niego wydostać musiałem zalewać kolejny poziomy. Nie była to skomplikowana misja, ale dostarczyła mi tyle emocji, że z chęcią powtórzyłbym ją jeszcze kilka razy. Takich momentów w produkcji jest znacznie więcej, dlatego bardzo ubolewam, że nie opierała się wyłącznie na nich. Poziom zagadek środowiskowych jest naprawdę wysoki. W związku z tym, cały czas trzymam kciuki, że Ubisoft w końcu w pełni wykorzystał swoje możliwości.

GRA NIE JEST TAK ZŁA JAK JĄ MALUJĄ (NA FIOLETOWO)

Far Cry: New Dawn pod żadnym pozorem nie jest tytułem odkrywczym, ani wyjątkowym. Można wręcz rzec, że jest to taki bardziej dopakowany średniak, ale niesłychanie strawny średniak. Jeśli mieliście kiedykolwiek styczność z marką, to doskonale wiecie czego się spodziewać – prostego rozwoju bohatera, ulepszania bazy, podbijania posterunków, craftingu, polowania, itp. Największą nowością są jednak specyficzne dla marki realia oraz sposób ich przedstawienia. Jak już pisałem wcześniej, mnie taka wizja postapokalipsy kupiła. Nie będzie to nigdy mój ulubiony wariant, ale jako jednorazowa akcja sprawdził się doskonale. Życie nie zawsze musi być ponure, nawet jeśli wszystko dookoła rozpaprały atomówki.

Grę do testów udostępniła firma Ubisoft Polska, za co serdecznie dziękuję!

Autor: Łukasz Morawski