Data modyfikacji:

Dying Light: The Following - recenzja

Wypad na wieś zazwyczaj kojarzy się z czymś przyjemnym. Nie tym razem.

Podstawowa wersja Dying Light była tym, czym powinno być Dead Island w dniu premiery. Techland oddał w ręce graczy duże mapy, wypełnione po brzegi najróżniejszymi smaczkami, sporo rodzajów agresywnych zombie, angażującą (aczkolwiek nieszczególnie porywającą) fabułę oraz świetnie zrealizowany gameplay. Brakowało wyłącznie jednej rzeczy - pojazdów. Lukę tę skutecznie wypełniło pierwsze duże fabularne DLC, The Following.

"ZOMBIE is disease. Meet the cure."

W opanowanym przez żywe trupy mieście Harran zaczyna brakować antyzyny, środka chemicznego pozwalającego przetrwać kontakt z zarażonymi. Do budynku ocalałych trafia rannych mężczyzna sugerujący, że na pobliskiej wiosce są ludzie całkowicie odporni na wirusa. Kyle Crane bez cienia zastanowienia wyrusza w drogę, w celu znalezienia nowego lekarstwa dla swoich ludzi. Na miejscu natrafia na kult Dzieci Słońca, którego członkowie nie tylko nie przemieniają się z zombie, ale również nie są przez nich atakowani. Żeby jednak zyskać przychylność bractwa i trafić do tajemniczej Matki, należy wykonać szereg misji udowadniających, że główny bohater jest tego godny. Tak wyglądają podstawowe założenia fabuły. Podobnie jak w podstawce, tutaj także nie ma co liczyć na niesamowitą opowieść, ale trzeba przyznać, że niektóre fragmenty potrafią robić wrażenie.

Techland z okazji dodatku przygotował całkowicie nową mapę, rozmiarami porównywalną do Slumsów z Dying Light. Niestety większość powierzchni zajmują tereny otwarte, takie jak pola czy łąki. Mimo to, po drodze natrafimy na wiele interesujących miejsc, począwszy od mini-miasteczka, poprzez obozy campingowe, a na elektrowni wodnej kończąc. Co najważniejsze, wszystkie lokacje zostały po brzegi wypełnione zawartością. Zarówno jeśli chodzi o przedmioty do zbierania, jak i dostępne zadania. Główny wątek fabularny można zaliczyć w kilka godzin, a w połączeniu z misjami dodatkowymi, wyzwaniami, niszczeniem gniazd zmutowanych zombie, itp., czas gry wydłuża się o dodatkowe kilka godzin. Zaliczenie produkcji na sto procent zajęło mi ponad piętnaście godzin. Jak na DLC kosztujące mniej niż sto złotych, jest to wynik bardzo dobry.

"This is my BUGGY. Thera are many others like it, but this one is mine."

Otwarte tereny, o których już wspominałem, mają duży wpływ na rodzaj rozgrywki. Niestety w The Following szalony parkour został zepchnięty na dalszy plan, a w jego miejsce wskoczyła jeszcze bardziej zakręcona jazda łazikiem. Pojazd zdobywamy od razu na początku gry, ponieważ poruszanie się bez niego byłoby katorgą. System jazdy został zrealizowany pierwszorzędnie, widać, że Techland dłubał w przeszłości w samochodówkach. Jedyne co przeszkadzało, to mała ilość obiektów do zniszczenia, przez co wielokrotnie wjeżdżałem z impetem w malutkie drzewa i z hukiem się od nich odbijałem. Bywa to dosyć mocno irytujące i jednocześnie wymusza na graczu śmigania po wyznaczonych drogach, zamiast szarżowania po bezdrożach.

Kiedy otrzymujemy łazik, osiąga słabe wyniki i nie posiada żadnych dodatkowych elementów. Z biegiem gry, awansujemy na wyższe poziomy kierowcy, dzięki czemu odblokowujemy ulepszenia. Jako, że pojazd dosyć często ma styczność z umarlakami, możemy zamontować lepszy taran lub umieścić elektryczną klatkę, którą manualnie aktywujemy, gdy w pobliżu znajduje się zagrożenie. Oprócz tego, na bieżąco musimy dbać o stan najważniejszych części łazika, takich jak silnik, zawieszenie, czy amortyzatory. Podczas jazdy ubywa również paliwo, dlatego zawsze warto mieć przy sobie zapasowe butelki z płynem.

"ZOMBIE did it, Daddy. And only I can get him. It's my nightmare he comes to."

W The Following aktywowana została kolejna ścieżka rozwoju - Drzewko Legendy. Łącznie możemy awansować na dodatkowych dwieście pięćdziesiąt poziomów, podzielonych na kilka kategorii. Wraz z wkroczeniem na wyższy level, wybieramy "nagrodę" polegającą m.in. na zwiększeniu obrażeń zadawanych bronią jednoręczną lub wydłużaniu paska życia. Na podstawowych poziomach trudności, poziom legendy wzrasta obrzydliwie wolno. Warto więc w tym przypadku zdecydować się na kolejną nowość, czyli Tryb Koszmaru. Uruchamiając go, należy pamiętać, żeby mieć dobrze dopakowaną postać, ponieważ od tego momentu rozgrywka będzie nie lada wyzwaniem. Zombie atakują mocniej, noc trwa dłużej, a szanse na przeżycie skutecznie maleję. W zamian za to, znacznie szybciej zapełnimy Drzewko Legendy. Mimo wszystko odblokowanie wszystkich ulepszeń wydaje się być niemożliwe. No chyba, że ktoś ma nieograniczone zapasy czasu i ma ochotę przechodzić grę kilkukrotnie.

Techland - podobnie jak ostatnio CD Projekt RED - udowodnił, że można stworzyć świetne rozszerzenie, którego cena nie wypala dziury w portfelu. The Following oferuje mnóstwo zawartości na wiele godzin i choć niektóre elementy nie zagrały tak jak powinny, to czas spędzony przy DLC uważam za bardzo udany. Gdyby wszystkie dodatki tworzone przez inne studia wyglądały jak ten, branża gier wideo z pewnością by na tym zyskała. Cieszy fakt, że to właśnie polskie studia wyznaczają nowe trendy i dają powody do wstydu wielkim, zagranicznym firmom.

Grę do testów dostarczyła firma Techland, za co serdecznie dziękujemy!

Autor: Łukasz Morawski