Data modyfikacji:

Battlefleet Gothic: Armada - recenzja

Moda na komputerowego Warhammera 40.000 nie przemija

Battlefleet Gothic miał swoją premierę na Steam pod koniec kwietnia. Dwa miesiące później, polski wydawca gry cdp.pl udostępnił ją polskim graczom w "Edycji Specjalnej". Fani figurkowej wersji gry powinni być zachwyceni, a osoby, które świat Warhammera 40.000 kojarzą wyłącznie z serii Dawn of War, będą mogli poznać go z nieco innej strony.

W całej galaktyce jest tylko wojna

Battlefleet Gothic jest komputerową adaptacją figurkowej gry bitewnej pod tym samym tytułem. Podtytuł "Armada" został dołączony na potrzeby odróżnienia go od tytułu przeznaczonego na urządzenia mobilne i nawiązuje do pierwszego dodatku do figurkowego pierwowzoru. W trybie kampanii zasiądziemy w fotelu najpierw kapitana, a następnie admirała floty sektora Gothic, by wziąć udział w starciach i wydarzeniach 12. Czarnej Krucjaty prowadzonej przez Abaddona Profanatora - jednego z głównych złych uniwersum. Kampania czerpie garściami z oryginalnej kampanii zawartej w grze figurkowej, a weterani gier bitewnych będą mogli spotkać znane okręty i postaci. W trybie dowolnych bitew oraz podczas gry wieloosobowej możemy poprowadzić do boju cztery różne floty: Imperium, Orków, Eldarów oraz Chaosu. W Edycji Specjalnej otrzymujemy jeszcze dodatkowo kod, który odblokowuje flotę Space Marines, a w przyszłości - flotę Tau.

Oczywiście poszczególne floty różnią się od siebie nie tylko wyglądem okrętów, ale również ich możliwościami. Chyba najbardziej "obca" jest flota Eldarów, która opiera się na szybkich manewrach, błyskawicznych atakach i odskokach. Orkowie zaś dążą do walki na najkrótszym możliwym dystansie w przestrzeni, czyli w abordażu oraz uwielbiają taranować przeciwnika. Chaos oraz Imperium są frakcjami sugerowanymi dla początkujących graczy, gdyż pozwalają na zestawienie floty dopasowanej do upodobań admirała.

Tam jest pełno gwiazd!

Bitwy toczymy na dwuwymiarowym polu, które może być usiane polami minowymi, mgławicami oraz polami asteroid. Przez ograniczenie do wyłącznie dwóch wymiarów grze brakuje tego ogromu i poczucia pustki, jakie cechowało niedościgniony Homeworld. Niemniej, Battlefleet Gothic to wierna adaptacja gry figurkowej, a tam również nie było mowy o użyciu trzeciego wymiaru w starciach. Dodatkowo na rzecz tego rozwiązania może przemawiać to, jak wyglądają bitwy kosmiczne w uniwersum Warhammer 40.000. Drogi czytelniku, zapomnij teraz o wyczynach Luke'a Skywalkera i jednym myśliwcu niszczącym stację kosmiczną. Na takie ekscesy nie ma miejsca we flocie Imperium, a wszelka rebelia to herezja, którą ściga wszechmocna Inkwizycja. Tu olbrzymie, mierzące kilometry niszczyciele to najmniejsze z okrętów, jakimi przyjdzie Ci dowodzić, zaś kolosy w rodzaju pancerników to kilkunastokilometrowe, latające, gotyckie katedry z setkami tysięcy załogantów. Wszakże: "Ludzkie życie jest walutą Imperium". Same starcia przypominają zaś bitwy morskie z przełomu XVIII i XIX wieku, kiedy majestatyczne żaglowce ustawiały się burtą do przeciwnika i wypalały z dział montowanych na kilku pokładach. Nie inaczej jest tutaj. Okręty wyposażone są w rozmaite systemy uzbrojenia. Zaczynając od makrodział, przez działa plazmowe, wyrzutnie torped i pokłady startowe dla bombowców i myśliwców, po potężne lance i kapitalne działo Nova. Jeśli zaś zawiodą armaty, zawsze zostaje włączyć dopalacz, przygotować jednostkę na uderzenie i staranować jednostkę przeciwnika. Zderzenia w przestrzeni kosmicznej potrafią być bardzo widowiskowe i groźne.

Wszystkie okręty, oprócz jednostek eskortowych, jak niszczyciele, mają kilka podzespołów, jak mostek, generator, silniki oraz uzbrojenie. Wszystkie one mogą być celem ataków oraz mogą otrzymać obrażenia krytyczne, dzięki czemu możemy np. uszkodzić silniki wrażych jednostek, aby nie mogły uciec naszym okrętom. Ciekawa możliwość, choć w grach wieloosobowych wymagać będzie niesamowicie szybkiego klikania, w skądinąd małe ikonki. Dla graczy, którzy nie są jednak weteranami szybkiego klikania, rodem ze Starcrafta, udostępniono tryb taktyczny, który wyraźnie spowalnia przebieg bitwy. Mamy wtedy wystarczająco dużo czasu, aby wydać odpowiednie rozkazy naszej flocie.

Same pola bitew (a może jednak akweny?) są dość zróżnicowane. Oprócz wspomnianych przeszkadzajek, tłem dla naszych starć będą przepiękne, kolorowe mgławice, gwiazdy, czy planety. Również zadania, jakie przyjdzie nam wypełniać są dość zróżnicowane. Od standardowych potyczek, przez ochronę i ataki na konwoje, przełamywanie obrony planetarnej, po wsparcie bitew toczących się na powierzchni planet. Chyba każdy gracz Dawn of War pamięta umiejętność ataku orbitalnego, jaką mieli do dyspozycji Space Marines? Tu możemy zobaczyć, jak to wygląda z drugiej strony.

Gra w trybie kampanijnym została okraszona dużą ilością animowanych przerywników filmowych, które stoją na wysokim poziomie. W pewnym momencie rozgrywki złapałem się na tym, że rozegranie kolejnej misji było dla mnie tylko pretekstem do sprawdzenia, czy czeka mnie jeszcze jeden krótki film. Zarówno nasz admirał, jak i okręty pod jego komendą zdobywają doświadczenie, które przekłada się na możliwości okrętu, nowe ulepszenia i zdolności. Za zwycięstwa oraz porażki, otrzymujemy bowiem określoną ilość punktów renomy, która przekłada się na możliwość wykupienia ulepszeń, napraw, czy odblokowania miejsca na kolejny statek w naszej armadzie. Nie zdarzyło się jednak, bym do bitwy zabrał całą swoją armadę. Każde starcie rozgrywane jest w oparciu o określony limit punktów, jakie możemy przeznaczyć na naszą flotę. Zupełnie jak w figurkowym pierwowzorze.

W przestrzeni nikt nie usłyszy twojego krzyku

Nasze majestatyczne okręty brzmią wspaniale. Silniki wyją na wysokich obrotach, armaty grzmią basowo, a eksplozje i wyłamywane grodzie zwracają na siebie uwagę. Całości dopełnia klimatyczna muzyka, przywodząca na myśl ścieżkę z serii Dawn of War, co nie powinno dziwić, gdyż twórcy zatrudnili tego samego kompozytora, który stworzył świetną muzykę z drugiej części DoW. Ponadto ścieżka jest udostępniona jako DLC do pobrania. Jedyny mankament to jej długość - kilkanaście minut to zdecydowanie za mało na dość długą kampanię.

Krzyczeć chciało mi się, gdy zaczynałem rozgrywkę. Gra została zlokalizowana w formie kinowej, za co chwała cdp.pl. Niemniej jednak, prywatnie wolę grać w oryginalne wersje językowe, szczególnie w przypadku gier z uniwersum Warhammer. Jest coś w języku angielskim, gdzie przykładowo, wspominany już Abaddon Profanator, brzmi dużo groźniej jako "Despoiler". Problem w tym, że wersja gry, którą otrzymałem, nie miała możliwości zmiany języka z poziomu Steam. Ponadto w tekstach zdarzają się literówki, lecz całość jest przetłumaczona nie najgorzej.

Nie miałem możliwości przetestowania trybu wieloosobowego. Moi znajomi, którzy nabyli grę w momencie jej światowej premiery, ze zgrozą wspominają ilość błędów i niski poziom optymalizacji. Obecnie gra jest całkiem stabilna i zdarzało się jej wyłączyć na prawdę bardzo sporadycznie.

Samo wydanie, oferowane przez polskiego dystrybutora stoi na wysokim poziomie. W cenie gry otrzymujemy bowiem obydwa DLC z dodatkowymi flotami, ścieżkę dźwiękową z gry, cztery naklejki z motywami poszczególnych ras, plakat-mapę galaktyki uniwersum Warhammer 40.000 i poradnik, będący solidnym wprowadzeniem do gry, przywodzący na myśl instrukcje do gier wydawanych jeszcze w latach 90. Bardzo sympatyczny zestaw i tu wielki plus dla wydawcy, że w ten sposób wynagrodził osoby, które oczekiwały polskiej premiery.

Tylko śmierć zakańcza służbę

Mimo wspomnianych błędów muszę z czystym sumieniem stwierdzić, że Battlefleet Gothic: Armada jest wierną adaptacją gry bitewnej, ale również solidną strategią czasu rzeczywistego z interesującą kampanią i potencjałem do bycia niszową, choć niezłą, grą wieloosobową. Widać, że twórcy dobrze odnaleźli się w realiach Warhammer 40.000 i pozostaje liczyć na to, że w przyszłości, oprócz nowych flot, otrzymamy również możliwość gry kampanijnej innymi rasami.

Autor: Paweł Samborski