Data modyfikacji:

Ace Combat 7: Skies Unknown – recenzja

Czy warto było czekać tyle lat na kolejną odsłonę serii Ace Combat? Dowiecie się tego z poniższej recenzji.

Zawsze w przypadku tak starych serii, jak Ace Combat, przed zagraniem w najnowszą odsłonę lubię odpalić na YouTube filmiki poświęcone przeglądowi wszystkich gier z cyklu. W ten sposób mogę dokładnie przyjrzeć się, jak rozwijała się marka, ile nowości wprowadzali twórcy w kolejnych latach i czy seria nie straciła swojego oryginalnego ducha. Po ograniu Skies Unknown i przypomnieniu sobie poprzedniczek, od razu mogę was zapewnić, że jeżeli jesteście fanami tego typu gier, to powinniście szykować portfele. Recenzowany przeze mnie tytuł to prawdziwe złoto!

Latanie samolotami dosyć często pojawia się w najróżniejszych produkcjach, lecz jest tam wyłącznie niewielkim dodatkiem, bardzo często potraktowanym po macoszemu. Osobiście, nigdy za bardzo nie lubiłem przemierzać przestworzy w takich produkcjach jak Battlefield czy Grand Theft Auto. Sterowanie stalowymi ptakami zazwyczaj bardziej mnie frustrowało, niż dawało przyjemność. Z serią Ace Combat nie miałem styczności dobre dziesięć lat, przez co zapomniałem, ile frajdy zapewniły mi starsze odsłony. Po odpaleniu Skies Unknown szybko uświadomiłem sobie, że misje lotnicze z wcześniej wymienionych tytułów (oraz całej masy innych, o których teraz nie piszę) były zaledwie wydmuszkami, nie dającymi w pełni odczuć, jakie uczucie towarzyszy człowiekowi podczas kontrolowania myśliwca.

DLA AMATORÓW I STARYCH WYJADACZY

Ace Combat 7: Skies Unknown oferuje doskonały system sterowania, który możemy dostosować wedle własnych potrzeb. Jasne, nawet na najtrudniejszym poziomie gra nie staje się symulatorem z prawdziwego zdarzenia, ale to i tak nie zmienia faktu, że wymaga od użytkownika maksymalnego skupienia i małpiej zręczności. Jeżeli planujecie na poważniej podejść do zabawy, to koniecznie zaopatrzcie się w odpowiedni joystick, żeby w pełni wykorzystać potencjał gry. Ja grałem na padzie, a mimo to bawiłem się fantastycznie, dlatego mogę tylko domyślać się, jak duża ekscytacja towarzyszy człowiekowi posiadającemu sprzęt dostosowany do takich produkcji.

Jeśli chodzi o rozgrywkę, to grze nie mam właściwie nic do zarzucenia. Może zabrzmi to fanbojsko, ale autentycznie zakochałem się w tym, co przygotowało studio Project Aces. Najważniejsze jest to, że przez trwającą dwadzieścia misji kampanię fabularną, wbrew pozorom nie robimy cały czas tego samego. Twórcy dwoili się i troili, żeby w jakiś sposób urozmaicić rozgrywkę i według mnie bardzo dobrze poradzili sobie z postawionym zadaniem. Każda z misji naturalnie skupia się na walce, lecz bardzo często różnią się nasze cele, plus sposób ich realizacji często bywa naprawdę skomplikowany. W jednej z misji musimy bombardować wrogi zamek zabezpieczony działkami przeciwlotniczymi, w innej ścigamy turbo szybkie drony, żeby w jeszcze następnej eskortować przyjacielski samolot transportowy.

HISTORIA MA ZNACZENIE

Ace Combat 7: Skies Unknown kładzie ogromny nacisk na gameplay, ale nie zapomina przy tym o ciągłym prowadzeniu fabuły. Właściwie nie ma tutaj sytuacji, w której historia nie rozwijałaby swoich skrzydeł. Podczas trwania misji zawsze towarzyszą nam rozgadani kompani, dzielący się między sobą wskazówkami, poradami, a nawet przemyśleniami. Niby jest to wyłącznie gierka o samolocikach, ale jest w niej więcej głębi, niż w niejednym tytule próbującym udawać, że ma coś istotnego do powiedzenia (tak, mam na myśli miałką fabułę Detroit: Become Human). Może historia bywa odrobinę wydumana i ckliwa, ale została przedstawiona w taki sposób, ze od razu to kupiłem.

Autentycznie zżyłem się z bohaterami, dla których prawdziwym domem od zawsze było niebo. Do tego wszystko zostało osadzone w międzynarodowym konflikcie, mogącym doprowadzić świat na skraj zagłady. Kolejne japońskie studio udowodniło, jak należy pisać dialogi i jak istotny jest solidny voice-acting. Dosłownie było mi smutno, kiedy z głośników słyszałem trzaski i cichnący głos mojego towarzysza, a na ekranie w miejscu jego obrazu z kamerki pojawiała się informacja o utracie sygnału. Takie sytuacje jeszcze bardziej nakręcały do działania. Producent doskonale rozumiał także, jak ogromne znaczenie dla klimatu ma oprawa dźwiękowa. Soundtrack jest podniosły i dynamiczny, dzięki czemu idealnie wpasowuje się do sytuacji rozgrywanej na ekranie.

CO POZA TYM?

Kampania fabularna nie jest jedynym trybem dostępnym w Ace Combat 7: Skies Unknown. Twórcy przygotowali jeszcze rozgrywki sieciowe oraz specjalne misje przygotowane z myślą o technologii wirtualnej rzeczywistości. Oczywiście, z wiadomych powodów, na tę chwilę tryb dostępny jest wyłącznie na konsoli PlayStation 4. Jako, że obecnie mam dostęp do PlayStation VR, pierwsze co zrobiłem po odpaleniu gry, to spróbowałem zabawy w goglach. Efekt był oszałamiający – choć po kilku minutach kręciło mi się we łbie od podniebnych pojedynków, to i tak twardo grałem dalej. Rozgrywki VR są więc ciekawym urozmaiceniem zabawy, choć mimo to, odniosłem wrażenie, że producent mógł zrobić tutaj coś więcej – liczba dostępnych zadań nie powala.

Moduł sieciowy także nie jest jakoś szczególnie rozbudowany, ale to co otrzymaliśmy, w pełni wystarcza do dobrej zabawy. Project Aces przygotowało dwa, podstawowe tryby rozgrywki, oferujące klasyczny Deatmatch (nazwany przewrotnie Battle Royale, he he) oraz drużynowy Deatmatch. Trochę szkoda, że nie pokuszono się o coś więcej, ponieważ potencjał był spory. Mam nadzieję, że twórcy urozmaicą potyczki sieciowe przy okazji przyszłych aktualizacji. Na razie muszę się zadowolić, tym co jest i w sumie nie narzekam. Bezpośrednie rywalizowanie z żywymi graczami dostarcza ogromnej dawki adrenaliny, gdyż w przeciwieństwie do SI, tutaj nie przewidzimy do końca zachowań innego użytkownika. Pojedynki są więc jeszcze bardziej zażarte i momentami bardziej widowiskowe.

CZY WARTO ZAGRAĆ W ACE COMBAT 7: SKIES UNKNOWN?

Ace Combat 7: Skies Unknown to kawał solidnej produkcji, przy której spędziłem kilkanaście godzin, przechodząc w tym czasie kampanię fabularną, zaliczając misje w wirtualnej rzeczywistości i rywalizując z innymi graczami w necie. Z pewnością jeszcze raz zaliczę wszystkie główne misje na wyższych poziomach trudności, żeby osiągnąć jak największe wyniki. Wam również polecam spróbować. Tak dobrze już dawno nie bawiłem się przed konsolą!

Grę do testów udostępniła firma Cenega, za co serdecznie dziękuję!

Autor: Łukasz Morawski